Klikając "Zgadzam się" zgadzasz się na używanie przez nas plików cookie na naszej stronie internetowej, w mediach społecznościowych i na stronach naszych partnerów w celu doskonalenia i personalizacji naszego sklepu oraz dla celów analitycznych i marketingowych. Możesz także wybrać opcję Nie zgadzam się - w tym wypadku używać będziemy jedynie niezbędnych plików cookie. Klikając "Wskaż ustawienia" możesz ustawić swoje preferencje dotyczące plików cookie. Możesz zmienić ustawienia plików cookie i wycofać swoją zgodę w dowolnym momencie na stronie: Polityka dotycząca plików „cookie”. Więcej informacji znajdziesz na stronie: Polityka prywatności
Przy pomocy tego narzędzia możesz wybrać i wyłączyć narzędzia śledzące i analityczne używane na tej stronie.
Twoja przegladarka nie akceptuje plików cookie.
Włącz tę funkcję lub sprawdź, czy nie jest blokowana przez inny program
Życie górnika w Zagłębiu Ruhry to nie bułka z masłem, ani rurki z kremem. Thomas Such przekonał się o tym na własnej skórze.
Dziś znany lepiej jako Tom Angelripper, u progu ósmej dekady minionego stulecia, nie marzył o niczym innym, jak o wyrwaniu się z robotniczej rutyny.
Biletem do spełnienia miała być muzyka. Wściekła, agresywna, o diabelskim posmaku. Udało mu się i dziś może przy zimnym, niemieckim piwku świętować sukcesy istniejącego już od ponad 30 lat Sodom. Zespołu, którego wkład w sukcesy teutońskiego thrash metalu, jest niepodważalny.
Początkowo miażdżeni w prasie i okrzyknięci klonem Venom, młodzi Niemcy nie zrazili się. A ich wczesne dokonania ("In The Sign of Evil" i "Obsessed By Cruelty") zainspirowały całą rzeszę death i black metalowych formacji.
Przełom nastąpił w 1989 roku. "Agent Orange" znalazł w Niemczech ponad 100 tys. nabywców. Angelripper mógł zapomnieć o pracy pod ziemią.
Początek lat 90. przyniósł udane albumy "Better off Dead" i "Tapping The Vein", ale też rozstanie z Witchhunterem, który nie poradził sobie z alkoholowym uzależnieniem. Personalną karuzelę udało się zatrzymać w 1996 roku, gdy do składu dołączyli: Bernemann (Bernd Kost) i Bobby Schottkowski.
W takiej konfiguracji Sodom funkcjonował do 2010 roku i dostarczał albumy z muzyką, jaką fani kochają najbardziej. "Code Red", "M-16", "In War And Pieces" - to prawdziwe thrashowe petardy. Równie mocno uderzył też, nagrany z nowym perkusistą (Makka), "Epitome of Torture". Mimo statusu weterana Tom nie zwalnia tempa. "Decision Day" potwierdza to w każdej sekundzie swojego trwania.
Kolejne lata przyniosły istotne zmiany w składzie. Nowa konfiguracja, w której znaleźli się były gitarzysta Sodom i Kreator - Frank "Blackfire" Gosdzik i znany z Desaster i Asphyx perkusista Husky docierała się na EP "Partisan" i "Out of The Frontline Trench". Efekty są znakomite. Także na żywo, bo Sodom w kwartecie nie biorą jeńców. Sodom to metal. Metal piłujący kości. W końcu The Saw Is The Law!