Klikając "Zgadzam się" zgadzasz się na używanie przez nas plików cookie na naszej stronie internetowej, w mediach społecznościowych i na stronach naszych partnerów w celu doskonalenia i personalizacji naszego sklepu oraz dla celów analitycznych i marketingowych. Możesz także wybrać opcję Nie zgadzam się - w tym wypadku używać będziemy jedynie niezbędnych plików cookie. Klikając "Wskaż ustawienia" możesz ustawić swoje preferencje dotyczące plików cookie. Możesz zmienić ustawienia plików cookie i wycofać swoją zgodę w dowolnym momencie na stronie: Polityka dotycząca plików „cookie”. Więcej informacji znajdziesz na stronie: Polityka prywatności
Przy pomocy tego narzędzia możesz wybrać i wyłączyć narzędzia śledzące i analityczne używane na tej stronie.
Twoja przegladarka nie akceptuje plików cookie.
Włącz tę funkcję lub sprawdź, czy nie jest blokowana przez inny program
Śpiewał o smokach, diabłach i chwale rock'n'rolla z płynącą z serca pasją i mocą których inni mogli tylko pozazdrościć. Mimo niewysokiego wzrostu, przerastał nie o głowę, a o kilka, wielu pyszałkowatych herosów mikrofonu.
Zawsze pozytywnie nastawiony do otoczenia. Naznaczył świat rocka i metalu za sprawą Mano cornuta. Gestu w którym zawarła się kwintesecja buntu i nonkonformizmu. Gdy w maju 2010 roku przegrał walkę z rakiem, wyrazy smutku popłynęły m.in. z ust: Larsa Ulricha, Scotta Iana. Nikkiego Sixxa, Coreya Taylora, Kerry'ego Kinga, Robba Flynna i członków Iron Maiden.
Ronald James Padavona - znany lepiej pod scenicznym pseudonimem Dio - dorastał w amerykańskiej rodzinie o włoskich korzeniach. Być może to właśnie zaszczepione w dzieciństwie zamiłowanie do opery, zaowocowało tym, że jako wokalista dał się poznać, jako artysta wyjątkowo dobrze radzący sobie z epickimi, hard rockowymi kompozycjami.
A miał okazję wykonywać je już w latach 70. u boku największych: Ritchiego Blackmore'a (Rainbow, m.in. albumy: "Rising", "Long Live Rock'n'Roll") i z Tonym Iommim (Black Sabbath, albumy: "Heaven and Hell", "Mob Rules", "Dehumanizer").
Na swoje poszedł u progu ósmej dekady minionego stulecia. Razem z kumplem z Sabbath, perkusistą Vinnym Appicem, powołał do życia Dio. Zespół, w którym to on miał rozdawać karty.
Już debiutancki "Holy Diver" okazał się hard rockowym klasykiem. Sukces ugruntowały "The Last In Line" i "Sacred Heart". W lata 90. Dio wkroczył z "Lock up the Wolves", krążkiem, na którym towarzyszył mu ex-garkowy AC/DC Simon Wright.
Przełom tysiąclecii to przede wszystkim premiera "Magica" (2000) i wizyta w Polsce w listopadzie tego samego roku. Dyskografię zespołu zamykają "Killing the Dragon" oraz "Master of the Moon".
Kolejne zjednoczenie z Iommim - znakomite albumy nagrane pod szyldem Heaven And Hell - sprawiło, że prace nad "Magica II" opóźniały się. Jak się okazało, album miał się już nigdy nie ukazać.
R.I.P. Ronnie. Murray zaciągnął wieczną wartę. A my wszyscy pozostajemy wierni przesłaniu, które zostawiłeś nam w kultowym "Tenacious D in The Pick of Destiny": Now go, my son, and rock!