Klikając "Zgadzam się" zgadzasz się na używanie przez nas plików cookie na naszej stronie internetowej, w mediach społecznościowych i na stronach naszych partnerów w celu doskonalenia i personalizacji naszego sklepu oraz dla celów analitycznych i marketingowych. Możesz także wybrać opcję Nie zgadzam się - w tym wypadku używać będziemy jedynie niezbędnych plików cookie. Klikając "Wskaż ustawienia" możesz ustawić swoje preferencje dotyczące plików cookie. Możesz zmienić ustawienia plików cookie i wycofać swoją zgodę w dowolnym momencie na stronie: Polityka dotycząca plików „cookie”. Więcej informacji znajdziesz na stronie: Polityka prywatności
Przy pomocy tego narzędzia możesz wybrać i wyłączyć narzędzia śledzące i analityczne używane na tej stronie.
Twoja przegladarka nie akceptuje plików cookie.
Włącz tę funkcję lub sprawdź, czy nie jest blokowana przez inny program

Pirat to ma klawe życie. Przerwy między kolejnymi rejsami wypełniają mu: gwałty, grabieże, hazardowe i alkoholowe ekscesy. Nic więc dziwnego, że Chris Bowes - kapitan fregaty z Perth - uznał morskie opowieści za fascynujące na tyle, by uczynić z nich podstawę konceptu Alestorm.
Zanim jednak pod tym szyldem Szkoci ruszyly na łupieżcze wyprawy, na banderze obok czaski z piszczelami widniał szyld Battleheart. Zmiana nazwy nie tylko nie pokrzyżowała planu podboju świata, ale wręcz przeciwnie, sprawiła, że okręt nabrał wiatru w żagle. Uzbrojeni w skrzynie z zapasami rumu, muzycy przygotowali grunt pod przyszłe batalie z orężem w postaci "Captain Morgan's Revenge" w dłoniach.
Kolejne albumy - "Black Sails at Midnight", "Back Through Time" - sprawiły, że o piratach z Wysp robiło się coraz głośniej. A dźwięki akordeonu, piszczałek i dud, towarzyszących metalowemu składowi, zaczęły docierać do coraz bardziej odległych mórz. W końcu zespół dotarł i na Antypody, gdzie zarejestrowane zostało pierwsze DVD Alestorm "Live at the End of the World".
"Sunset on the Golden Age" - czwarte dzieło Alestorm - przyniosło nowości - dźwięki z gameboya, metalcore'we breakdowny i rapowane wokale - ale Szkoci wciąż pozostali sobą. Brzydcy, brudni, hałaśliwi.
Nie zmieniło się to także na "No Grave But Sea". Tytuły takie, jak "F**ked with an Anchor" mówią same za siebie. Ci kolesie nie zamierzają cofnać się przed niczym.
Żywiołem Alestorm są koncerty. Mikstura power i folk metalu z refrenami a'la szanty, stworzonymi do wspólnego śpiewania, w wersji live sprawdza się wyśmienicie. O czym przekonaliśmy się także w Polsce. Choć lider zespołu skromnie przyznaje, że Alestorm to raczej kiepscy muzycy, którzy niedoskonałości wykonawcze maskują rozkręcaniem imprezy. Fałszywa skromność? Najlepiej przekonać się o tym samemu i wbić na najbliższą balangę w tawernie nieopodal.