Klikając "Zgadzam się" zgadzasz się na używanie przez nas plików cookie na naszej stronie internetowej, w mediach społecznościowych i na stronach naszych partnerów w celu doskonalenia i personalizacji naszego sklepu oraz dla celów analitycznych i marketingowych. Możesz także wybrać opcję Nie zgadzam się - w tym wypadku używać będziemy jedynie niezbędnych plików cookie. Klikając "Wskaż ustawienia" możesz ustawić swoje preferencje dotyczące plików cookie. Możesz zmienić ustawienia plików cookie i wycofać swoją zgodę w dowolnym momencie na stronie: Polityka dotycząca plików „cookie”. Więcej informacji znajdziesz na stronie: Polityka prywatności
Przy pomocy tego narzędzia możesz wybrać i wyłączyć narzędzia śledzące i analityczne używane na tej stronie.
Twoja przegladarka nie akceptuje plików cookie.
Włącz tę funkcję lub sprawdź, czy nie jest blokowana przez inny program
Lata 90. nie były zbyt łaskawym czasem dla klasycznego heavy metalu. Na scenie panoszyli się przedstawiciele ekstremalnych nurtów: death i black metalu. Popularność zyskiwali też natchnieni przedstawiciele gothic i doom metalu.
Weterani sceny heavy lat 80. albo zwijali sztandary, albo dostawali twórczej zadyszki, albo też przechodzili przez okres poważnych ersonalnych zawirowań (vide: Maiden i Priests). W takich, niesprzyjających okolicznościach wróżenie powrotu heavy metalu do łask najczęściej spotykało się z dość chłodną reakcją.
Kiepska koniunktura nie zraziła jednak Oskara Dronjaka, który po rozstaniu z death metalowym Ceremonial Oath szukał sposobu na wyrażenie swojej fascynacji muzyką, na której się wychował.
- My po prostu kochamy heavy metal i to był jedyny powód, dla którego zaczęliśmy go grać w czasach, w których praktycznie nikt się tym gatunkiem nie interesował. Wszyscy wokół uważali, że to przeżytek z dawno minionej epoki, a Hammerfall to jakiś żart. To chyba zresztą wkurzało mnie najbardziej. Takie sformułowania pod adresem muzyki, którą kocham, traktuję jako osobistą zniewagę - wspominał po latach Oskar.
Pierwsza inkarnacja HammerFall z muzykami Dark Tranquillity (Niklas Sundin, Mikael Stanne) i In Flames (Jesper Strömblad) nie pozostawiła po sobie fonograficznych dokonań. Ale już wtedy powstał "Steel Meets Steel". Pierwszy utwór HammerFall. Wytyczył drogę, którą podążył debiutancki album "Glory to the Brave".
Zanim jednak protegowani Hectora mogli cieszyć się sukcesem krążka, musieli zapłacić frycowe. Holenderska Vic Records, która pierwotnie miała wydać płytę, opóźniała premierę w nieskończoność. Dopiero decyzja bossów Nuclear Blast o wykupieniu materiału wybawiła zespół z opresji.
Szwedzi ruszyli z kopyta. Drugi krążek "Legacy of Kings" umocnił przekonanie, że HammerFall będą w czubie fali, którą po części wywołali. Nagrany pod okiem Michaela Wagenera, "Renegade" zadebiutował w ojczyźnie muzyków na 1. miejscu i okrył się złotem. "Crimson Thunder" promowany był na trasie z Dio. Marsz zatrzymał dopiero wypadek motocyklowy Oskara i złamana lewa ręka.
Rehabilitacja powiodła się. Ekipa z Goeteborga powróciła na szczyt. Dosłownie. "Threshold" zadebiutował na 1. miejscu listy sprzedaży w Szwecji. I choć część fanów zaniepokoił brak Hectora na okładce "Infected", to zespół nie zboczył z raz obranego kursu. Zgodnie z tytułem kolejnego albumu, który okupował szczyty list ("(r)Evolution") nie ma mowy o rewolucji. Ewolucja pasuje tu dużo lepiej.
Tytuł pasuje też do zawartości "Built To Last", albumu na którym muzycy zaproponowali klasyczny metalowy stuff. Taki sam znalazł się też oczywiście na wydanym w 2019 r. "Dominion".
W EMP zawsze dokładamy starań, by fani znaleźli w naszym sklepie: koszulki Hammerfall, bluzy i płyty z muzyką zespołu. Trzeba bowiem ignorancji albo złej woli, by utrzymywać, że sukces Szwedów nie miał żadnego wpływu na renesans zainteresowania klasycznym heavy metalem.